Miałem z tym problem, aż w końcu znalazłem dobre rozwiązanie, które się sprawdza. O co chodzi? O nadmiar obowiązków. Tyle rzeczy mnie fascynuje, że ciągle znajduję sobie nowe zadania do zrobienia. Przez to powiększa mi się lista TODO, często na koniec dnia jest ona dłuższa niż na początku.
Czasami mnie to demotywowało, bo wydawało mi się, że nie posuwam się do przodu, że nie widać nigdy światełka w tunelu. Okazało się, że rozwiązanie jest banalnie proste i sprowadza się do wyrobienia jednego nawyku – zaczynaj dzień od najważniejszej rzeczy.
Tylko żeby to zadziałało, to potrzebny jest jeszcze jeden nawyk – planowania dnia poprzedniego wieczora. Dzięki temu gdy wstaję rano, to od razu wiem co mam robić i zaczynam dzień od najważniejszego zadania. Nawet jeśli wykonam tylko to jedno, to wiem, że było ono najważniejsze, więc to, że reszty się nie udało zrealizować nie ma aż takiego znaczenia.
Jest to szczególnie istotne, gdy prowadzi się własny biznes. Tutaj nie ma szefa, który by nam wyznaczał obowiązki i mówił, czym aktualnie należy się zająć. Dlatego taka samodyscyplina jest szczególnie istotna.
Odpowiedzi na te pytania znalazłem w książkach Bartka Popiela, przedsiębiorcy i specjalisty od produktywności. Ale jak to zwykle w życiu bywa szukając odpowiedzi na jedno pytanie dostajemy rozwiązanie powiązanych kwestii. Wczoraj oglądając program „Peter Jones meets…”, gdzie brytyjski przedsiębiorca, multimilioner Peter Jones przeprowadza rozmowy z osobami, które z sukcesami prowadzą wielomilionowe firmy, napotkałem dodatkowy element pasujący do tej całej układanki.
A mianowicie odpowiedź na pytanie kiedy wiemy, że zajmujemy się już zbyt wieloma rzeczami?
Peter rozmawiał z Chrisem Dawsonem, człowiekiem, który ma sieć 70 sklepów w Wielkiej Brytanii i przy okazji prowadzi jeszcze kilka firm. Na pytanie, czy nie obawia się, że prowadząc tyle firm, czyli żonglując wieloma piłeczkami naraz, nie spowoduje, że jakąś upuści, Chris zaskakująco odpowiedział, że on wręcz spodziewa się takiego obrotu sprawy.
Że gdy zacznie upuszczać piłeczki, to znaczy, że osiągnął swoje maksimum. Że wykorzystuje maksymalnie swój potencjał. Natomiast gdy wszystko idzie gładko, to znak, że za mało działa.
Wziąłem sobie to do serca i już nie martwię się, że robię zbyt wiele rzeczy. Zamiast tego bacznie obserwuję, czy któraś z piłeczek nie zaczyna upadać.